Nagły wypadek
Jeśli nieszczęście przytrafia się tobie, to jeszcze jakoś można to przetrwać, walczyć zmagać się czy co tam jeszcze. Ale kiedy widzisz, że coś strasznego przydarzyło się najbliższej osobie, wtedy jest gorzej. Trudno to znieść.Dla jasności, najbliższa osoba to ta, która większość twojego życia stoi bardzo blisko. W zasadzie średnio licząc czasowo i terytorialnie to można wyliczyć tylko jedną taką osobę.
No i właśnie zaciągam taką osobę do lekarzy, psychologów i kogo bym tam uznał, że może pomóc. A sprawa jest poważna. Bo stan się jej pogłębia. Jesteśmy długo po ślubie, więc sami przyznacie mi rację, że to nie jest normalne i mam wszelkie prawa do niepokoju. Pierwsze objawy jak to zwykle bywa i w małżeństwie i w chorobie się ignoruje. (Wszelkie podobieństwa zjawisk, nie zawsze są przypadkowe).
Ale teraz przypominam sobie wyraźnie. Zaczęliśmy rozmawiać. I to przyjaźnie. Boję się, że to może być zaraźliwe, bo przecież jak ktoś jest dla Ciebie miły to może i mnie się udziela?!!! Teraz to już nawet lubimy przebywać w swoim towarzystwie, a nie minęły nawet tygodnie... Przecież jak tak dalej pójdzie, to my się w ogóle polubimy! I to po tylu latach?! Co robić, przecież od lubienia do czegoś jeszcze poważniejszego to już niedaleko. Przecież jeśli to tak zostawimy i pozwolimy się temu rozwijać, to kto wie do czego może dojść. Niewykluczone, że zaczniemy myśleć o tym co sprawia przyjemność tej drugiej osobie, albo co gorsza starać się to robić! Może to kogoś śmieszy ale pomyślałeś, że to może przytrafić się tobie? Tyle lat wspólnego życia na marne? Żeby stoczyć się na sam dół, kiedy tyle już wypracowaliśmy i zaczynać wszystko od początku, tak jak kiedyś? Zdaję sobie sprawę, że nie znajduję żadnego zrozumienia, bo to brzmi zbyt niecodziennie i mało kto znajduje się w porównywalnym położeniu, ale błagam, zrozumcie, doradźcie! Przecież to się może skończyć na całowaniu! Albo jeszcze gorzej. Przecież ona przed chwilą dzwoniła, tak tylko spytać co słychać, czy u mnie wszystko w porządku!
No i właśnie zaciągam taką osobę do lekarzy, psychologów i kogo bym tam uznał, że może pomóc. A sprawa jest poważna. Bo stan się jej pogłębia. Jesteśmy długo po ślubie, więc sami przyznacie mi rację, że to nie jest normalne i mam wszelkie prawa do niepokoju. Pierwsze objawy jak to zwykle bywa i w małżeństwie i w chorobie się ignoruje. (Wszelkie podobieństwa zjawisk, nie zawsze są przypadkowe).
Ale teraz przypominam sobie wyraźnie. Zaczęliśmy rozmawiać. I to przyjaźnie. Boję się, że to może być zaraźliwe, bo przecież jak ktoś jest dla Ciebie miły to może i mnie się udziela?!!! Teraz to już nawet lubimy przebywać w swoim towarzystwie, a nie minęły nawet tygodnie... Przecież jak tak dalej pójdzie, to my się w ogóle polubimy! I to po tylu latach?! Co robić, przecież od lubienia do czegoś jeszcze poważniejszego to już niedaleko. Przecież jeśli to tak zostawimy i pozwolimy się temu rozwijać, to kto wie do czego może dojść. Niewykluczone, że zaczniemy myśleć o tym co sprawia przyjemność tej drugiej osobie, albo co gorsza starać się to robić! Może to kogoś śmieszy ale pomyślałeś, że to może przytrafić się tobie? Tyle lat wspólnego życia na marne? Żeby stoczyć się na sam dół, kiedy tyle już wypracowaliśmy i zaczynać wszystko od początku, tak jak kiedyś? Zdaję sobie sprawę, że nie znajduję żadnego zrozumienia, bo to brzmi zbyt niecodziennie i mało kto znajduje się w porównywalnym położeniu, ale błagam, zrozumcie, doradźcie! Przecież to się może skończyć na całowaniu! Albo jeszcze gorzej. Przecież ona przed chwilą dzwoniła, tak tylko spytać co słychać, czy u mnie wszystko w porządku!
Komentarze
Prześlij komentarz