Zaklinacz

Pewnego razu w gospodzie księgowy opowiadał, że w Indiach zaklinają węże.

- To nie jest żadna sztuka! Powiedział Józio, kelner, który stał obok i przysłuchiwał się rozmowie.
- Jak to nie sztuka?! Oburzył się księgowy - Może ty byś potrafił, co?
- Pewnie, że potrafię! Co, oni lepsi?! Dajcie mi tylko jakiegoś węża!
- Skąd ci weźmiemy?
- Aptekarz ma żmiję, w spirytusie
- Ale to musi być żywy wąż, nie ze słoja
- Dla mnie może być nawet szlauch - przechwalał się Józio - ja każdemu poradzę!
Wtedy przypomnieliśmy sobie, że synek kasjerki hoduje zaskrońca. Mimo późnej pory, poszliśmy do niego. Klatkę z płazem ustawiliśmy na bufecie. Józio stanął na przeciwko, a my dookoła. Zaskroniec spał w podściółce.
- No, to zaczynaj Józiu - dał sygnał księgowy
- TY TAKA TWOJA OWAKA!!! - powiedział Józio do węża.
- Dobrze zaklina - szepneliśmy z uznaniem.
Józio był znany z bogatego słownika.
Ale wąż ani drgnął.
- Może on nie ma matki - wyraziłem przypuszczenie.
- TY TAKA TWOJA OWAKA TY TĘDY OWĘDY ***WA JEGO MAĆ! - Podjął Józio zaklinanie.
- Nie reaguje - stwierdził księgowy - taki syn!
Józio poczerwieniał i zdjął marynarkę. Nabrał powietrza w płuca i bluznął:
- **TY J@ CIEBIE #**TEGO ®©** I OWEGO TAKI ***MASZ @**# GO!!!
Wąż spał spokojnie. Żal nam było Józia. Znał przecież zaklęcia jak nikt i starał się jak mógł.
Zaklinanie trwało. Ale bez skutku, mimo, że padały zaklęcia wypróbowane nie od dziś. Po godzinie Józio się poddawał i był bliski płaczu. Podsuwaliśmy mu z boku, co tam sobie który przypomniał. Już nie o Józia chodziło, ale o nasz honor wobec Hindusów!
Nic nie pomogło i daliśmy za wygraną.
Józio załamał się zupełnie. Przestał używać wyrazów i został kierownikiem przedszkola.
Ale czy zupełnie się załamał?
Podobno w dni wolne, uczy się po sanskrycku.

Sławomir Mrożek "Zaklinacz"


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kingsajz

Vladimir Nabokov

Alternatywy 4