Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2019

Jak Lucy wymyśliła zawiść

1Mo4:4-8 Szef mnie wezwał. -ledwo zrobiłem ludzi, już im Lucy coś paskudnego do tych makówek nakładła. weż tam skocz i sprójbuj naprawić. jak przyszedłem, to już jeden drugiego zatłukł. - coś ty mu zrobił?! przecież to twój brat był!!! - a tam, (*1)! co, lepszy jest ode mnie?! to już nie jest! poszedłem bezpośrednio do źródła problemu - Lucy, coś ty mu nagadała, że zabił własnego brata?! - że to nie fair. jedni są fajni a drudzy nie? - przecież każdy ma być inny! Fair?! nic dziwnego, że tak masz na nazwisko, Lucy. Ale ja ich uzdrowię! Przecież wystarczy tylko im wytłumaczyć i nie będzie tego syfu... co to właściwie jest, to co im zrobiłaś? - nienawiść z zazdrości. - za długie. może skrócić: "nie z zaz" - albo "za wiść", bo ja wolę od tyłu. - nieważne i tak ich wyleczę, wystarczy im udowodnić, że nie ma czego zazdrościć. - spróbuj, powodzenia. Jn21:21-22 i od tamtej pory tłumaczę - Piotrek, przecież to nie znaczy, do jasnej (*2), że Jana kocha bar

dlaczego przestałeś?

zwlokłem się z legowiska i poszedłem nad morze. po jaką cholerę?  kiedyś, kiedy miałem duszę przepełnioną romantyzmem, powiedziałbym, że jakaś nieznana wewnętrzna słowiańska nostalgia kazała mi patrzeć w dal za nieokreślonym marzeniem, niespołnioną tęsknotą.  z kolei moi znajomi chrześcijanie, z których coraz większa część wraz z upływem czasu coraz częściej spotyka się z fanatyzmem, powiedzieliby "Pan mnie posłał" podejrzewam, że banalnie prozaiczna prawda, że "nie miałem nic lepszego do roboty" nikomu nie zaimponuje.  no ale wracając do cholery, którą tam spotkałem to miała postać starszej pani, która z własnej nieprzymuszonej woli (no tutaj zostawiam margines dla niezdiagnozowanej demencji) wlazła w ten marcowy poranek do morza!  pamiętam, że w młodości sam miałem takie epizody, kiedy przenikające na wskroś igły zimnej wody pobudzały bardziej niż wszystkie kawy, które do tej pory w życiu wypiłem. wtedy, odzyskując powoli zdolność oddychania, myśl

Leze i kwitne

Dostałem smsa o treści: "leze i kwitne". Wszystko mi się głupio kojarzy, więc od razu chciałem polecieć i sprawdzić. Rozłożona i kwitnąca brzmi obiecująco, ale jak coś brzmi zbyt pięknie, żeby było prawdziwe, to nie bez przyczyny. Postanowiłem zweryfikować. Najważniejsze nie było wcale od kogo dostałem taką wiadomość, bo sposób w jaki rozrosła się moja przystojność, oduczył mnie bycia wybrednym. Subtelnymi pytaniami o wilgoć, czy puszcza bąki, czy jej wychodzą kiełki albo czy jej bazie są miłe w dotyku, ustaliłem, że chodzi o wiosnę. Jedyne czego jeszcze nie wiedziałem rozglądając się po aurze, to jakie znaczenie ma brak polskich znaków: "leżę" czy "lezę". Cierpliwość jest moją najcenniejszą, nie wrodzoną cechą, dlatego nie marnowałem maciupkich jej zasobów i poleciałem we wskazane miejsce. Kiedy patrzyłem na nią z bliska, dalej trudno było powiedzieć "leży czy lezie". Wrodzona złośliwość zakwestionowała nawet jej przekonanie o kwitnięc

Zakochiwanie i odkochiwanie

Taaa....miłość! Ostatnio zadano mi pytanie: Wierzysz, że można się odkochać w swoim współmałżonku, a może nigdy tak naprawdę nie byliście zakochani? Przykro mi rozczarować wszystkich przeromantyzowanych, ale to co odpowiem nie jest z powieści romantycznych, filmu czy z krainy telewizji. Wiem, że ludzie mówią "zakochaliśmy się" - czasami nawet od pierwszego wejrzenia. Słyszałem co według  badań naukowych dzieje się z ciałem i mózgiem, kiedy "zakochujesz się" i widzę jak media pokazują, że "zakochiwanie się" to ten wspaniały szum emocji, który czujesz, kiedy spotykasz "tą jedyną". Ale tak naprawdę, to nie sądzę, że się zakochujemy. Można spaść z drabiny, wpaść do dziury, ale jak można wpaść na pomysł, że miłość to zakochanie? Uważam, że błędnie nazywa się miłością wszystkie te odczucia, które tu się pojawiają. Mieszanka pożądania, zadurzenia, namiętnych emocji i hormonów, czyli to, czego doświadczasz w nowym związku. Krótko mówiąc "zakochanie

to nic

- kim jestem? - kryzys? - no... no bo co mam w życiu robić? - mnie nie pytaj, ja nie mam czasu, bo chodzę do pracy... bo ja wiem? rób co chcesz. - ale jak to się nikomu innemu nie spodoba, to po co to robić? - no bo ty chcesz. wyrażając samą siebie, może odkryjesz kim jesteś, co tam jest w środku. - łatwo powiedzieć! a jak nie wiem czego chcę?! a jak się okaże, że tam niczego nie ma?! - no to znaczy, że jesteś częścią wszechświata. takim gwiezdnym pyłem.  już dawno naukowcy (ci co ich nie znasz) odkryli, że materia składa się z niczego. tylko atomy zapierdzielają, a nam się wydaje, że coś jest. iluzja. - czyli co? - nic.